Coś o mnie...

Jestem amatorem! Stuprocentowym amatorem fotografującym z czystej przyjemności pstrykania i oglądania wyników. Daleko mi do bycia artystą. Nie zawsze umiem uzyskać w efekcie to, co bym chciał. Chyba z żadnego swojego zdjęcia nie byłem nigdy zadowolony w pełni. A jednak pstrykam od ponad 15 lat w poszukiwaniu tego ulotnego efektu, który pozwoli mi chociaż jedno zdjęcie ująć w przysłowiowe ramki.

Nie uważam się za żaden autorytet w dziedzinie fotografii, zapewne z niektórych moich wynurzeń zawodowcy by się uśmiali do rozpuku. Mam nadzieję jednak, że to, czym chciałbym się podzielić z innymi amatorami, może coś wnieść w ich uprawianie tego pasjonującego hobby, niektórych początkujących wyleczyć z kompleksów, ewentualnie obalić kilka niemiłosiernie i wytrwale pokutujących mitów. Zmarnowałem kilkaset rolek filmu, przećwiczyłem pracę ze sprzętem czterech systemów, miałem kilka modeli aparatów wyposażonych w kilkanaście różnych obiektywów – nie chcę się tym chwalić, powinienem się raczej wstydzić tego, że goniłem w piętkę wokół sprzętu zamiast koncentrować się na jego używaniu. Ale teraz przynajmniej trochę wiem, o czym rozmawiać. Całego mnóstwa rzeczy nadal nie wiem. Ciągle staram się dowiedzieć czegoś nowego, często z samego zamiłowania do zdobywania wiedzy.

Krótkie info techniczne. Aktualnie używam dwóch aparatów: Nikona D50, bo choć nieco wiekowy, to nadal kapitalnie sprawdza się w akcji. Mam też D300, kupiony z rozpędu i na fali taniego dolara. Jego zasadniczą zaletą jest solidność i wygoda użytkowania. Rozdzielczość i eleganckie potraktowanie cieni też czasem bywają przydatne. Gdybym miał dzisiaj kupować sprzęt, pewnie zaopatrzyłbym się w Canona 5D Mark II. Ale nic na siłę... to jest nadal troszkę drogie cacko, a poza tym podobno lepiej sprawdza się w studio czy też podczas takiej sesji, gdzie nie trzeba się spieszyć. Ja tymczasem często potrzebuję szybkiego AF, gdy trzeba "strzelić fotkę zza winkla" :-).

Za najciekawszy w fotografii uważam portret. Zrobienie dobrego portretu jest naprawdę pracochłonne i czasochłonne! Mimo to próbuję wytrwale nadal, łapiąc różne okazje i przypadki, więc może kiedyś coś mi się uda. Uważam, że w fotografii za kazdym razem chodzi o oderwanie się od banalnej reprodukcji rzeczywistości i o stworzenie nowej wizji, czegoś, czego nikt jeszcze nie oglądał i poza Twoją fotografią — nie zobaczy.

Osobiście ze względu na posiadane zaplecze (a raczej jego brak), niewielu chetnych do pozowania, oraz ograniczone zasoby talentu, staram się doskonalić fotografowanie widoczków w podróży i to jakoś musi mi wystarczyć. W tej dziedzinie też można poszaleć!

To, o czym zdecydowałem się napisać, jest efektem wytrwałej pstrykaniny oraz wielu przygód, spotkań i rozmów, tudzież rezultat zawziętego buszowania po Internecie. Największy wpływ wywarł na mnie Ken Rockwell, którego uważam za mistrza amatorów, reprezentującego najzdrowsze i najbardziej racjonalne podejście do fotografii. Nie we wszystkim się z nim zgadzam, ale fakt faktem, nie spotkałem jeszcze nikogo, kto by mądrzej argumentował swoje przekonania.

Pozdrawiam